Korporacyjny kapitalizm dla człowieka, który uznaje wolność za powietrze dla swoich myśli, jest nie do zniesienia.
Diabli mnie biorą, gdy wśród kontestatorów tego ogłupiającego i prostackiego systemu najmocniej brzmi cienki głosik Naomi Klein i jej popsocjologiczne analizy, czy też hipokrytyczny baryton Noama Chmskiego z „Zysku ponad ludzi”.
Gdzie są głosy konserwatystów i liberałów?
Prawica, której konstytucyjną istotą jest obrona przestrzeni jednostki i wolności jej działania, zajęta jest zgłębianiem szamańskich nauk demagogów od Public Relations.
Ideolodzy prawicy (nie wiem czy w Polsce tacy jeszcze występują) mówią o „masach”, „strumieniach społecznych” i ...”konserwatywnej rewolucji” (???), zapominają o osobie, człowieku pojedynczym, który kiedyś był w centrum ich sumienia.
Czytacie te słowa i myślicie: - facet zwariował i opowiada o koloniach na księżycu.
W polskim kontekście brzmi to jak tanie szyderstwo, nakłanianie polityków do refleksji nad kapitalizmem i przyszłością zakrawa bowiem na kpinę. (z nakłaniającego).
Kto ma to zrobić?:
Narcystyczne PO, pielęgnujące doraźne zaklęcia hipnotyzujące zbiorową świadomość Polaków?
Rozchwiane ideowo PiS, które dramatycznie poszukuje nowych zaklęć, gdy stare okazały się puste?
Karykaturalne PSL?
SLD, będące w istocie przytułkiem dla starzejącej się nomenklatury PRL?
Gdzie podziały się projekty modernizujące Polskę i świadomość jej mieszkańców?
Czy w polskiej polityce nie ma już miejsca nawet na pobieżne refleksje na temat problemów wyrastających ponad doraźny sondaż i wieczorną naparzankę w plastikowej telewizji?
Osobiście nie obawiam się jednak globalizacji i towarzyszących jej patologii, z tym wolny człowiek jakoś sobie poradzi. Nie obawiam się także „rozszerzającej się strefy biedy”, potrafię wyobrazić sobie życie poza formatującymi myślenie mediami i prostactwami głupawych guru od PR.
Żyjąc na początku XXI wieku w Polsce najbardziej obawiam się Easternizacji Świata!
Obawiam się inwazji kultury i praktyki Wschodu na dobrze mi znany świat zachodniej, kulawej, demokracji.
Obawiam się programowego kolektywizmu Wschodu.
Obawiam się akceptacji dla podstępu i okrucieństwa jaka panuje na Wschodzie.
Obawiam się kodeksu wartości, który nie szanuje wolności jednostki.
Obawiam się wchodnio pojmowanego honoru.
Mówiąc o Wschodzie mam na myśli całe terytorium Dżyngis Chana.
Nie myślę jedynie o Rosji.
Jeśli, bez mrugnięcia powieką, robimy dziś interesy z mordercami z Placu Niebiańskiego Spokoju, to sami będziemy winni zmianom jakie nadciągają od Wschodu.
Wschód czci siłę i zwycięstwo za każdą cenę i pod każdą postacią...
Tego typu dylematy brzmią nieco egzotycznie w ustach prostego reportera, ale...podyskutujmy.