Pachnie słońcem, jasno, morze, wakacje...i sporo czasu minęło od beatyfikacji księdza Jerzego.
Wybaczcie, ale ja dziś właśnie o tym....
To była jedna z jesieni
lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku
Było banalnie
oni mieli ludzkie twarze
mówili naszym językiem
Piotrowski, Pękala, Chmielewski zabójcy w szarych marynarkach
Młody ksiądz z papierosem w ustach
Furmanki, blaszane samochody i wilgotne łąki,
zagubione w nieważnym kraju,
wśród porządnych ludzi, którzy robią tak bo muszą,
a diabeł zamknięty w zakurzonych książkach
Ten ksiądz miał twarz zmęczonego robotnika
Mordercy o twarzach z ciasta,
jak koledzy przy wódce
i pijany wujek na weselu
Zmęczone cierpienie
Oblepiona błotem śmierć
Kłamstwa i oskarżenia nie opisały niczego
Umarł jak podeptana hostia
utopiona w kałuży
Nie wiemy czy przed śmiercią nie prosił o litość
A my szukamy protekcji
by los o nas zapominał
i nikt nie pukał do naszych drzwi prosząc o uratowanie życia
Ten ksiądz umarł tak dawno i nawet nie nadaje się na obrazek nad łóżkiem
Komentarze
Pokaż komentarze (8)