Witold Gadowski Witold Gadowski
3417
BLOG

Efekt Motyla

Witold Gadowski Witold Gadowski Polityka Obserwuj notkę 36


 

  -  Panie Kuboo, obciąć panu ten kosmyczek nad czołem?

  -  A, jakoś się do niego przywiązałem, zostaw. Jest taki rozwichrzony, zbuntowany...jak ja.

Miał dziś nagranie kolejnego programu i od rana wymyślał nowe grepsy. W żelaznym repertuarze miał zawsze kilka dowcipów w stylu „po trupach do celu” (cała „Śpilka” szalała z zachwytu, gdy pierwszy raz to wygłosił), mógł znów wsadzić do psiej kupy polska flagę, ale dziś potrzebował czegoś więcej, czegoś na swoją miarę.

  -  Może przyjdę do studia z Matką Boską w klapie, a potem powiem, że znalazłem ją w klopie. Coś w tym jest,... ale nie na ten program. Na taki popis, to muszę zaprosić księdza Kazia, równiacha z niego, to się razem pochichramy. - rozmyślał czując jak mięciutki fryzjer delikatnie masuje jego, co tu dużo mówić – wyjątkową, głowę.


 

***


 

W mieszkaniu panował artystyczny, nieład. Zalatywało lekko przetrawioną imprezą.

  -  Wezwę Kuźniara, to mi posprząta – pomyślał złośliwie.

Wszedł do łazienki i zastygł przed dużym lustrem, z kuchni dobiegały  właśnie dźwięki radiowego serwisu :kobiecy głos mówił o tsunami w Japonii.

  -  Kurcze, z tym trzydniowym zarostem jestem jeszcze bardziej przystojny – szepnął sam do siebie.

Ubrał nowe trampki od Gucciego i poszedł szukać natchnienia w kilku modnych knajpach.

Postanowił też przetestować na „dupeczkach” świeże dowcipy o Kaczorze.

Po drodze spotkał Korę z nowym pieskiem. Opowiedziała mu o tym, jak przypomniała sobie o kolejnym księdzu, który gwałcił ją spojrzeniem, gdy była małą dziewczynką. Znudziła go trochę, bo ile można – gdyby choć jakiś seks grupowy, albo widowiskowa orgietka, ale ksiądz i dziewczynka – mało trendy.

To się nosiło w zeszłym sezonie.

Ostatnio ludzie trochę go nużyli.

Po osiemnastej był już studiu Najlepszej Telewizji.

Zawsze ekscytował go moment, gdy zapalały się światełka kamer, czuł przypływ energii i wiedział, że znów zadziwi Polskę, wykreuje nowe osoby, strąci w otchłań patałachów, dostanie pochlebne recenzje od prezesa, a na konto popłynie rozsądna sumka.

Wszystko to sprawiało, że czuł się doskonale sam ze sobą, sam ze swoimi pomysłami.

Miał w nosie wielkiego prezesa, nie lubił jak ktoś nad nim góruje, ale przezornie nie wchodził mu w drogę i spełniał jego zachcianki. W końcu było to kilka minut nieprzyjemności i potem długie godziny rozkosznego liczenia szmalu, królowania na szczycie; blasku, który dawał mu poczucie siły i samodzielności.

Na korytarzu kręcił się jakiś krępy, nieznany, osobnik. Wytłumaczyli mu, że to oświetleniowiec.

  -  Może być, ale następnym razem poszukajcie jakiegoś bardziej cool – warknął do kierownika planu. Wyraźnie czuł, że osobnik taksuje go spojrzeniem.

Dziś zaprosili mu sobowtóra Lecha Wałęsy i... rewelację – odnalezionego ostatnio sobowtóra Lecha Kaczyńskiego. Facet całe życie był w PZPR, nienawidził zmarłego prezydenta, ale będzie gratka!

  -  Pojedziemy najpierw „zimnym Lechem”, potem kilka dowcipów, które ostatnio słyszał w „Szpulce” i na koniec kpinki z Jarosława. - planował.

Wszystkiego miał dopilnować siedzący „na uchu” redaktor Kwaśnica.

Lekko, łatwo i przyjemnie, a na dodatek znów dopieprzy cholernym katolom.

Program rozwijał się jak najlepiej, sobowtór martwego Lecha kompromitował się zgodnie ze scenariuszem, sobowtór Wałęsy gadał inteligentnie jak oryginał – był drive, program najbardziej inteligentnego człowieka w Polsce nabierał tempa.

Naraz niesforny kosmyk zsunął mu się z czoła i przesłonił lewe oko.

Zaiskrzyło, nagle poczuł jak wzbiera w nim fala rozdrażnienia, przestał słuchać nadchodzących przez słuchawkę tropów.

  -  Kaczka jest fajna, kaczka była cool – wyrecytował, wiedział, że w tym momencie w reżyserce zawrzało. Chciał im zrobić na złość

  -  Jemu kosmyk na oko, no to im kij w oko! - myślał z satysfakcją.

Jeśli on jest nie w sosie,

- to te ch...je w reżyserce też nie będą miały lekko. - postanowił.

  -  Ty! Przestań, to nie Kwasek daje ci na ucho, tylko teraz sam prezes, wielki prezes, syn wielkiego prezesa – usłyszał.spłoszony szept.

  -  Niech się goni! - mruknął do mikrofonu.

  -  Akurat, prezesem mnie będą straszyć, ten pewnie śpi spokojnie na Karaibach – pomyślał.

W tym momencie obecna w reżyserce żona Ojca - Prezesa, wielka prezesowa, ze złości złamała złotego tipsa.

  -  Oj chyba skończy się piękne życie gwiazdeczki, wyciągniemy mu prąd z dupeczki – teatralnym szeptem ozwał się prezes – syn.

  -  Oj syneczku – jęknęła zraniona matka – prezes.

W reżyserce zapadło ciężkie milczenie.

  -  No co tak patrzycie? jutro znajdziecie mi nową pacynkę, pod warunkiem, że mamusia ją polubi – prezes – syn, ucałował zranioną dłoń prezes – matki.

W studia zgaszono światła.

Zaskoczony gwiazdor dojrzał, jak przy nim wyrósł krępy oświetleniowiec.

  -  Na drugi raz trzeba bardziej dbać o kosmyczek – krępy nieznajomy uśmiechnął się do niego przyjaźnie.

Wychodząc z telewizji gwiazdor zauważył, że towarzyszy mu chłodne milczenie.

Nikt już nie posyłał mu przymilnych spojrzeń i nie wystawiał zeszycików z prośba o autograf.

Kątem oka zauważył też jak przysadzista ochroniarka odłożyła na kontuar gazetę „Rewia gwiazd”, na pierwszej stronie było jego zdjęcie, z najnowszym, trzydniowym zarostem, czerwony tytuł krzyczał:

„Kuba - kolorowy motyl polskiej rozrywki”.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka