Dzień po...
Tak jak za życia, nie był w stanie głębiej zaczerpnąć oddechu.
Oddychał nieśmiało, krótkowzrocznie, obciążony pamięcią...
Zmęczony odłożył kartkę.
- Więc tak to wygląda po wszystkim. Słowa jak kamienie toczą się z nurtem i wygładzają.
Wiedział, że każdy jego ruch śledzą aniołowie i w dobroci swojej tylko rozrzedzają powietrze.
Nie jest w stanie uderzyć, nie jest w stanie nawet krzyknąć.
Wiedział, że tak będzie i ta wiedza wcale nie dawała mu spokoju
Tak, wiedział... to był jego czyściec.
Bezgłośne bycie wśród swoich
Nic nie mógł już poprawić... nic nie da się dopisać
Pozostało tylko otwarcie...nawet dla niego wieloznaczne, boleśnie niedookreślone,
skazane na nurt rzeki
i na tych, którzy tłumaczą Pismo...
….teraz już wiedział o dziełach i mógł pytać:
„za które zamierzacie mnie ukamienować?”
...ale oni nie chcieli nawet rozmawiać.
Jak żuki gnojarze – święci każdej epoki
pracowicie toczyli słowa z nurtem rzeki.
Zdał sobie sprawę z kruchości metafor, ich żałosnej mocy,
przedtem nie wiedział, że te same słowa mogą tworzyć hymny,
kiedy tylko nurt skruszy ich pierwotne kształty.
Wreszcie znał słowa ocalenia,
ale nie był w stanie już nikogo ostrzec
Kraków 14 kwietnia 2011