Witold Gadowski Witold Gadowski
6924
BLOG

Wieści spod żyrandola

Witold Gadowski Witold Gadowski Polityka Obserwuj notkę 82

 

Pan prezydent ma dość, pan prezydent zrobił wszystko, pan prezydent pracuje, pani prezydentowa pracuje, urzędnicy pracują, policja pracuje, straż miejska pracuje, tajniacy pracują... Państwo pracuje.

W czym więc problem? Cóż tak nęka wszechpotężny umysł naszego Batiuszki?

Ano w tej watasze problem, w tej zakutej czerni przywiezionej i opłaconej przez wywrotowców, w tej nienawistnej sotni, która tak zawiodła szlachetnych, zmęczonych żałobną smutą, Polaków.

  -  To nie ludzie, to zwierzęta z zoo - wtóruje prezydentowi w szlochu naczelny opozycjonista i sumienie narodu, tkliwy liryk i wizjoner Michnik Adam Ozjaszowicz.

Będzie raźniej panie prezydencie, będzie lepiej. Niech wasze Błogorodie się nie tropi!

Za chwilę dołączy pan Olbrychski Daniel deklarując, że użyczy swej dłoni i ciemnocie tępej, po pańsku mordę obije i Kuc Kazimierz – Dowżenko priwislanskij. A za nimi Muzyk Kukiz z Hołdysem pod ręką, Meller Marcin syn tego Mellera z Czubaszek i eminencją medialnym prafatem bez ciemnogrodzkiej koloratki 

Będą w słusznym gniewie pałać, pędzić hołotę do ciemnego krańca.

Będzie dobrze wasza Dostojność!

Męczy się nasz prezydent dla sprawy, obarczon tą koślawą Polską i tylko Lady Dziadzia pociechę mu przynosi w swych patriotycznych dłoniach – poranne gazet wydania, gazet wszystkich prawie, gazet uczciwych, rozsądnych.

Oj porządziłby nasz prezydent choćby i z Baden Baden (jak marzył ze sceny na rozdaniu „Paszportów Polityki”), skubiąc wąsa i delektując się losami Hansa Kastorpa i Klossa z wyrafinowanej biblioteki na pięterku.

Oj ten Kloss..., sentyment z pierwszych obozów harcerskich i wizyt u czcigodnych teściów.

A tu nie można, nie dają psiemacie.

Z tego wszystkiego nie zdążył jeszcze teściostwa odznaczyć jakąś Restitutą czy Orzełkiem (nie ma nasz prezydent głowy do tych zaszczytów). 

Bo  znów wścieklaki zwiezione przez agitatorów jajami w prezydenta Kwaśniewskiego rzucających laleczkę pułkownika spalili.

Jak tu potem spojrzeć w szczere głaza Miedwieduszki, jak wnutriennije obniat i pocełowat pod bieriozką?!

Jewropejskie żenua, kakaja nieprijatnost, k sażaleniu gospodin prezident – ileż to musiał się potem nagadać, naszutit, aby na oblicze Dmitrija rumieniec matrioszki wiernułsa.

Na szczęście naród ogląda telewizję, słucha radia, czyta żurnały.

  -  Niczewo, niczewo, Ostankino ot co – pocieszał go Dmitrij Anatoliewicz.

Dobrze mu gadać, niby u nas też oczeń w pariadkie i stacje przyjazne i wracające do właściwych rąk Ostankino, ale jednak nie to. Nie to bracia.

Jakiś niesmak pozostaje, jakaś żałość taka wnętrznościami szlachetnymi prezydenta wstrząsa.

Trzeba będzie porządek z tymi hołyszami porobić, poustawiać to jak trzeba. Nie dać zarobić najgorszym, popędzić niezbyt zaangażowanych – sami przypełzną.

Niech spróbują poza systemem michę znaleźć.

Odsapnął pan prezydent, herbatki podpił i w czółko panią Czajkowską cmoknął.

  - Oj żebyś ty dziewczyno wiedziała jak gorzkie jest to życie pod żyrandolem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka