Witold Gadowski Witold Gadowski
5650
BLOG

Ósmy sierpnia

Witold Gadowski Witold Gadowski Polityka Obserwuj notkę 105

 

Padał ciepły deszcz, drobne krople z uporem wciskały się za kołnierz. Wracałem ze spotkania autorskiego, znów sporo mówiłem o patriotyzmie i zagrożeniach polskiej niepodległości. Sierpień zawsze nastraja mnie do myślenia o warszawskich powstańcach. Od kilku minut łapałem się na myśli, że chyba wolałbym żyć w tamtych czasach. Deszcz stał się zbyt dokuczliwy, przechodziłem właśnie przez plac Teatralny i skręciłem w najbliższą bramę, aby przeczekać.

Nagle wokół rozpętało się piekło. Ostre, oślepiające słońce.

Zewsząd słychać było serie z broni maszynowej, wybuchały granaty.

Zdezorientowany ujrzałem wokół siebie młodych ludzi z biało- czerwonymi opaskami na ramionach. Biegli w kierunku barykady. Przez plac Bankowy i Teatralny nacierała niemiecka piechota. Pędzili przed sobą tłum kobiet i dzieci.

Na barykadzie dowodził młody, może dwudziestoletni chorąży, precyzyjnie rozdzielał zadania, dodawał otuchy swoim rówieśnikom.

  - A ty co tak stoisz!

  - Ja?

  - No ty, w tej dziwnej koszuli. Ruszaj się, bo zaraz będzie gorąco

Chcąc nie chcąc zbliżyłem się do barykady. Wszystko wydawało mi się zbyt nagłe, zbyt dosłowne.

Film? Teledysk? Grupa rekonstrukcyjna?

Cokolwiek by to było nie mieli dobrego reżysera, zbyt się wczuwali, i jeszcze ten patos w gestach dowódcy, nadrealizm, czy jak to się w sztukach dramatycznych nazywa.

Dziewczyna obok mnie padła z czołem przestrzelonym na wylot, ze środka parowała sinoszara masa.

  - Z tymi efektami zaczynają przesadzać – pomyślałem.

  - Nie stój, bierz to! – wskazał na stena sterczącego spod pachy martwej dziewczyny.

  - Umiesz z tego strzelać?

Pokiwałem głową.

  - To biegnij tam – wskazał boczną przecznicę.

  - Uderzymy na nich z boku, tak by nie mogli zasłaniać się naszymi – wyjaśnił i pobiegł w kierunku rkm – u , który właśnie umilkł. Zmienił taśmę, odciągnął zamek i wystrzelił długą serią w kierunku okna skąd padały strzały 'gołębiarza”, niemiecki snajper wykosił obsługę rkm – u i zabił dziewczynę.

Ciągle nie mogłem dojrzeć reżysera. Pobiegłem więc w kierunku, który wskazał mi młody dowódca. Za załomem muru kilku młodych chłopców czaiło się do skoku przez odsłonięte podwórko.

  - Te nowy, rygluj nam tyły! - krzyknął wysoki blondyn o twarzy usmarowanej silnikowym olejem.

Posłusznie sprawdziłem czy mam naboje w magazynku i odciągnąłem rygiel. Kiedyś w muzeum AK, jeden z pilnujących ekspozycji pasjonatów objaśnił mi zasadę działania stena.

Pociągnąłem serią ślepaków w stronę muru. Zdębiałem... seria odłupała spory kawał tynku.

  - Jeszcze nie cholera, jeszcze nie! - wrzeszczał blondyn.

 Przestałem rozumieć co się dzieje, na szczęście zaraz na podwórku rozległ się grzmot eksplodującego granatu i wszystko odpłynęło w jakimś sennym kołowrocie.

Ocknąłem się w ciemnej piwnicy, czułem chłód grubego muru i swąd spalonych ciał. Leżałem w powstańczym lazarecie. Na szczęście miałem obie nogi, ręce i oczy.

  - Ogłuszyło cię trochę, zaraz będziesz jak nowy – młoda dziewczyna w białym czepku uśmiechnęła się do mnie. Zmęczona ocierała pot z ciemnego od pyłu czoła.

  - To wszystko naprawdę? - wyjąkałem

  - Oj ten granat musiał ci coś poprzestawiać w głowie. My wszystko robimy naprawdę.

  - Ale jak? – żachnąłem się

  - Nie mamy czasu na życie na niby, tu od ośmiu dni trwa piękne, prawdziwe życie.

Spojrzałem na porozrywane ciała rannych.

  - Walczymy przecież o Polskę – odrzekła widząc moje wahanie. Miała poważną twarz, zbyt poważną jak na swój wiek.

  - O jaką Polskę? – wyrwało mi się.

Przyjrzała mi się badawczo.

  - O naszą, nie ma innej

  - Ale jaka ona ma być? – nie ustępowałem

  - Niepodległa – odparła chmurnie zaglądając mi w oczy.

  - No wiem, ale czyja, jaka, jak urządzona? -

  - Ma być niepodległa – powtórzyła z naciskiem

  - Przecież wiesz jak to się skończy

  - To nie moja sprawa. Mnie matka tak wychowała, tu walczy mój chłopak i brat, wszyscy moi koledzy z liceum. Tu jest nasza ojczyzna. Czy ty nic nie rozumiesz?

Nie rozumiałem. Wiedziałem jak to się skończy. Jedyne czego nie mogłem pojąć, to fakt mojej tam obecności. Miałem poczucie jakbym nagle z sennego transu wpadł w sam środek najboleśniej realnego wiru życia.

Wstałem i gestem brody podziękowałem dziewczynie. Patrzyła na mnie jak na człowieka ciężko rannego w głowę.

A ja myślałem już tylko o tym, jak wydostać się z tego świata, w którym odór rozszarpanych trzewi mieszał się z fekaliami i swądem złego jedzenia.

Zmęczeni, brudni chłopcy w panterkach i mundurach jedli właśnie kolację. „Błyskawica” nadawała, że atak na placu Bankowym został odparty, zmarł Juliusz Kaden Bandrowski i zginął „Antek Rozpylacz”.

Lękliwie przeciskałem się do wyjścia, mój świat był zbyt miękki i wygodny, abym ich zrozumiał, a nasza biało – czerwona opaska nic nie ważyła.

Pozostało mi znów szukać następnego pęknięcia w kolistym continuum czasu.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka