Witold Gadowski Witold Gadowski
2211
BLOG

Ten Sierpień

Witold Gadowski Witold Gadowski Polityka Obserwuj notkę 36

 

Sierpień to dla Polaków wyjątkowa pora. Wojna z bolszewikami i Bitwa Warszawska, Powstanie Warszawskie i Solidarność. Kończy się wyjątkowy miesiąc, za progiem rocznica agresji Niemiec i ZSRR na II Rzeczpospolitą.

W mediach sierpień tego roku minął wakacyjnie, luzacko, z cichym wezwaniem, aby wreszcie skończyć w cierpiętnictwem i insurekcyjnością.

To wyjątkowo bolesny sierpień, najboleśniejszy od 1989 roku.

Ten sierpień zastał Polskę w której panuje postawa „realizmu”. Jest to „realizm” szczególny, gdyby jego prosta w istocie filozofia towarzyszyła naszym przodkom w 1920 roku, w 1944 roku i nam w 1989 roku, pewnie dziś mielibyśmy Polskę „na jaką nas stać”, „świadomą swojej mikrości, nieznaczności i nieuniknionego losu”, byłaby to Polska realna, znajdująca się pewnie w sytuacji dzisiejszej Gruzji, z enklawami „buntowników” w postaci „Republiki Ślaskiej”, „Białoruskiej Autonomii” w rejonie Suwałk i Białegostoku, ze zbuntowanym „Okręgiem Przemysko – Gorlickim” - „Republiką Łemkowską”, której niepodległość uznawałaby co prawda tylko Moskwa, ale też i ona gwarantowałaby militarnie nienaruszalność granic oderwanych od Polski państewek. W Warszawie, stolicy państwa polskiego, które odzyskałoby niepodległość (na gruzińskich i pribałtyckich zasadach) w 1991 roku, działałaby oficjalnie (a nie tylko na zakamuflowanych zasadach wymyślonych przez Katarzynę zwaną przez niektórych Wielką) Partia Przyjaźni i Pojednania z Rosją.

Tak byłoby pewnie w wersji optymistycznej, bo o pesymistycznej nie chcę nawet rozmyślać.

Skoro jednak tak się nie stało, to należy znaleźć winnych tego historycznego błędu.

Poza mającym na rękach krew tysięcy sowieckich więźniów Piłsudskim, na historycznej ławie oskarżonych powinni zasiąść: Bór Komorowski umaczany we krwi dwustu tysięcy rodaków i kilkudziesięciu tysięcy ojców i dziadów naszych braci z Unii Europejskiej mówiących narzeczem Heinego i Goethego, wśród oskarżonych powinni także zasiąść Gwiazdowie, Anna Walentynowicz i zapomniany Kołodziej – za to, że jadowicie szczuli przeciwko polsko – sowieckiej przyjaźni, że nierealistycznie domagali się wciąż więcej i więcej...

Tak. Nie ma co urządzać dziś histerycznych szopek pamięci, wtedy Polska przegrała swoją szansę na „realistyczny” rozwój, na stworzenie świadomego i europejskiego społeczeństwa – miast tego mamy dziś mnóstwo ciemniaczych kup zbrojnych w biało- czerwone sztandary i urągające logice hasła o niepodległości i samostanowieniu ledwie czterdziestomilionowego narodziku przypadkiem wciśniętego pomiędzy europejskie motory rozwoju: Rosję i Niemcy.

Cztery lata rządów ekipy pana premiera Tuska to o wiele za mało, aby zwichrowaną polska świadomość naprawić. Na to muszą jeszcze pracować ze cztery kadencje.

Tak jak II Rzeczpospolita wychowała niebezpiecznych terrorystów (bo czyż w dzisiejszej logice partyzanci ruchu oporu nie byli po prostu terrorystami?), jak Polskość zrodziła samobójców religijnych jak ksiądz Brzóska (czymżesz w myśl panującego „realizmu” różni się on od jednookiego mułły Omara?) i niebezpiecznych prowokatorów (jak wymienieni, słusznie zapominani, dziś ekstremiści Solidarności, którzy nieodpowiedzialnie i co ważniejsze nierealistycznie godzili w trwałą przyjaźń polsko – rosyjską).

Dzisiejszy „realizm” mówi nam nie tylko o historycznych patetyzmach, daje nam też wskazówki „jak żyć” (Panie Premierze).

Ethos rzetelnej mrówczej pracy także okazuje się być nieodpowiedzialnym i katolicko – talibskim anachronizmem. Praca owszem ma sens, ale tylko wtedy gdy jest odpowiednio skierowana, popierana i przemyślana, ostatecznie nie musi wcale być taka wytężona i rzetelna byleby była „po linii i na bazie”, no i najlepiej załatwiona przez odpowiednio ustosunkowanego krewnego czy przyjaciela. Takie czasy, a jak mówią „realiści” wszystkich czasów – innych nie będzie!

„Realizm” ma także swoje odniesienia do religii i wskazuje, że „kościół łagiewnicki” może być jedyna i najbardziej odpowiednią formą istnienia w Polsce katolicyzmu, dopóki nie wykształci się nowego, bardziej światłego społeczeństwa. Wielość kościołów napawa w tym wypadku pewnym optymizmem bowiem puste budynki sakralne zawsze będzie można wykorzystać na bardziej państwowo potrzebne funkcje.

„Realizm” to wreszcie także nadzieja na wyższą kulturę, która nie będzie już powielała romantycznych bredni anachronicznych „wieszczów” i niesłusznych noblistów ledwie uciekających przed grafomanią (muzea Sienkiewicza, też kiedyś posłużą jako relikty minionej epoki nadwiślańskiego ciemnogrodu). Nowa kultura czerpiąca swój smak z powieści Manueli Gretkowskiej i „Malowanego ptaka” Jerzego Kosińskiego wyrobi wreszcie w tym opornym i zacofanym społeczeństwie gust współczesny, wyższy i powszechnie potrzebny.

Tak, ten sierpień prowadzi do nowych wniosków, ten sierpień może stać się zarzewiem nowego istnienia „polskości”, wreszcie skrojonej na odpowiednią miarę.

Za chwilę wychodzę z domu i idę na krakowskie obchody rocznicy Solidarnego Sierpnia.

Być może niedługo po takich obchodach wszystkich nas będą eskortować do rezerwatów. Niech jednak nie liczą na to, że zsiądziemy z koni.

My, „Buntownicy Smaku”, mamy ochotę na nieodpowiedzialna walkę i będziemy burzyć spokój wygodnie grillującej „większości” szczękaniem kopyt naszych koni o Polski bruk.

Wiemy, że w zaułkach stać będą sotnie TVN – u, „G.Wyborczej” i ich wasali ze swoimi medialnymi czołgami, nam starczą szable świadomości i przekazywana po domach insurekcyjna wieść buntu.

Musicie zetrzeć nas z powierzchni - zatupać, zastraszyć i wyśmiać już się nie da.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka