Witold Gadowski Witold Gadowski
20733
BLOG

Patrzymy w ...twarz zdrady?

Witold Gadowski Witold Gadowski Polityka Obserwuj notkę 164

 

Kiedy człowiek staje się zdrajcą?

Nagle, jednym czynem? Czy też niezauważalnie poprzez trwający latami proces?

W tym drugim przypadku, aby dostrzec sam fakt, trzeba stanąć odpowiednio wysoko, z odpowiedniego oddalenia zawyrokować.

Kto może wyrokować o zdradzie? Kto może mieć czelność i siłę oceny?

Pytania, które obezwładnią każdego.

Jak jednak ocenić postawę ludzi, którzy z uporem, z ogniem w oczach, powtarzają, kolportują rosyjskie, coraz mniej logiczne, wersje katastrofy smoleńskiej?

Co? Chcielibyście, abyśmy zamilkli?! Abyśmy nie przejawiali już tej, z waszego punktu widzenia – obrzydliwej bezczelności?

Od dwóch lat trwa przedziwna sytuacja. Rząd i rządowe organy robią wszystko, aby uciszyć zainteresowanie smoleńskimi wypadkami, a zwykli ludzie – nie szczędząc prywatnych pieniędzy, czasu i wysiłku – prowadzą bezprecedensowe, społeczne śledztwo.

To czego nie jest w stanie zrobić polskie państwo, czynią zwykli ludzie, zwykli obywatele.

To na co nie starcza odwagi rządzącym staje się obowiązkiem spontanicznie organizujących się kręgów.

Kto w tej sytuacji walczy o Polskę, kto wypełnia jej testament, kto ją ratuje z poniżenia i utraty godności?

Samozwańczy śledczy – zdaniem władzy niebezpieczni rozwalacze (czego?), czy też panowie Klich, Hypki, tabuny dziennikarzy urzędowo - rządowych (na wiktach TVN i sióstr) i wysokie komisje?

Już w czasach saskich narodził się pogląd, że im słabsza Polska, im mniej przeszkadza sąsiadom, tym jej niepodległość jest pewniejsza, bo przez szlachetnych sąsiadów gwarantowana.

Litwa wysyła do Rosji wniosek prokuratury o wydanie dowódcy oddziału OMON, który mordował Litwinów pod wieżą telewizyjną, Węgrzy robią swoje nie przejmując się socjalistycznym jazgotem eurobiurokratów, a racją stanu Polski staje się pozycja myszy pod miotłą.

Tragedia smoleńska orze naszą narodową psychikę i pokazuje realnie ile w nas Karola Levittoux, a ile popa Hapona, ile carskiego szpicla i galicyjskiego dekownika.

Lubimy o sobie myśleć heroicznie, chwalić się walkami dziadów, ale sami po krakowsku i kielecku wolimy zatrzaskiwać okiennice, nie słyszeć jak prawdę po rynsztokach gwałcą.

Ile trzeba mieć w sobie nieczystości, aby uparcie głosić moskiewskie kłamstwa. Ile trzeba złej, antypolskiej, woli aby w kokpicie dostrzec naraz dwóch generałów. Ile trzeba mieć w sobie strachu, aby wiedząc o tym, że polscy śledczy w pierwszych godzinach po tragedii zostali przez Rosjan zamknięci pod strażą w hangarze, odebrano im komórki – w tym czasie Rosjanie bezkarnie grasowali po polu śmierci, mogli do kokpitu podrzucić nawet usta Lenina z mauzoleum – aby w takiej świadomosci powoływać się na „rosyjskie ustalenia potwierdzone przez polską komisję”?!

W kabinie był nie tylko generał Błasik, ale i generał Buk – przynajmniej tak opowiada pan Jerzy Miller, przynajmniej tak słyszy przejęta Monika Olejnik – ikona polskiego dziennikarstwa.

Jeżeli myślisz, że ze swoimi odczuciami i wątpliwościami zostałeś sam, w odizolowanej kolonii – chcę ci powiedzieć, że ja też szukam, wątpię i nie mogę pojąć.

Miasto jeszcze się broni – ty jesteś miasto.


 


 

***


 

„Wyczuwaliśmy, że brakuje nam jeszcze jednej osoby. Wynikało to z kontekstu. Ale nie wiedzieliśmy, o kogo chodzi. Brakowało tego imienia. Teraz zaczynamy rozumieć i inne fragmenty - mówi "Gazecie Wyborczej" Jerzy Miller

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka