Witold Gadowski Witold Gadowski
1677
BLOG

Kiedy książki śmierdzą kiszką leberą...

Witold Gadowski Witold Gadowski Kultura Obserwuj notkę 8

 

Kto dzisiaj czyta książki? Dewianci, plemie pokrewne mi i bliskie, no ale ja jestem już trwale zwichnięty, mam chrome widzenie świata i skłonność do bezproduktywnego zastanawiania się nad sensem w ogóle.
Co roku, w Krakowie odbywa się jednak impreza dla takich jak Gadowski nienowocześniaków – Targi Książki. Co roku też pędzę, z wywieszonym ozorem, aby dostać się do kilku dusznych namiotów, gdzie stłacza się podobnych mi bezproduktywnych bubków.
 W kupie czujemy się raźniej i pokrzepiamy się wzajemnie szelestem nowego papieru, dotykaniem okładek, zapachem słów.
Uuuuu, poetycznie jakoś mi się zaczęło, a chcę napisać o rzeczy symptomatycznej i od poezji -  jak się sami przekonacie - odleglej o rozmiar boiska do kopanej co najmniej.
Tak więc przeciskam się w niedzielę na te targi, wariuje, aby gdzieś, w ogólnym harmiderze i rozgardiaszu, znaleźć miejsce do parkowania i jestem…
Już chcę nabrać w napełnione krakowskim smogiem piersi odrobinę powietrza, gdy nagle zauważam monstrualną kolejkę do jednego ze stoisk. Stoją młodzi i starzy, dresiarze i podlotki, obiektywy tanich aparatów fotograficznych dosłownie wydziubują oczy.
- Pewnie jaki noblista zjechał – myślę sobie – może sama madame Munro, albo chociaż jakaś skandynawska siostra Larsona.
Wiedziony odruchem sroki przeciskam się, aby samemu zbadać przyczynę tak niecodziennego, intelektualnego poruszenia narodu. W końcu widzę go na własne oko, nawet dotknąć mogę.
Sam Robert Lewandowski, mistrz kopanej, wirtuoz przewotek i boiskowych poplutek. Łaskawie robi sobie zdjęcia z wielbicielami, podpisuje coś tam. Publika poruszona jak na meczu kopanej, gotowa pewnie nawet do wznoszenia chóralnych okrzyków, tylko jakoś im między tymi książkowymi pierdołami nie wypada.
Spocony wymykam się z ciżby i natykam na nową, sporo mniejszą, ale też okazałą. No tam Martyna Wojciechowska – gwiazda jakiejś tam telewizji podpisuje swoje intelektualne wybroczyny.
Zmykam…musicie mnie zrozumieć. Telewizji ostatnio nie stosuje, a na mecze chodzę, ale jedynie towarzysko i na Cracovię wyłącznie.
Tu chciałem sobie pobyć wśród książek i książkowych moli, nie na meczu.
Lekko spięty potykam się w końcu o niewielki stolik. Siedzi za nim starsza pani w okularach i łagodnie uśmiecha się do nieistniejącej kolejki chętnych po autograf.
Pani Ewa Lipska, cichutko, w kąciku, przycupnęła sobie i nie zabiera nikomu tak ważnej - marketingowo i pijarowo -  przestrzeni.
Nie napisze kim Pani ta jest, bo jak ktoś nie wie, to niech sobie idzie pogardłować z premierem na stadion.
Obrazem pani Ewy zestawionym z trzeszczącym przy kopaczu tłumem  wryły mi się tegoroczne targi w niewdzięczna pamięć.
Targi, jak zwykle odbywały się w wioskowym anturażu, i oprawą bardziej pasowały do dorocznej konwencji hodowców bukatów, niż do spotkania ludzi wielbiących złapane na gorącym uczynku, pisane słowo.
W Krakowie, na targach książki śmierdzi, jest duszno, ścisk i dziadostwo, a na dodatek z nędznego baru dla piwoszy zalatuje kiszką leberą.
Krolewsko Stołeczno Papieskie Komuszo Majchrowskie Targi w Krakowie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura